Jesli ktos zarzuca tej produkcji brutalność to zgoda. Ale jeśli czyni z teg ozarzuty i uważa, że chodzi tylko o gwałt, ćpanie i seks to nie zrozumiał filmu. Zły porucznik to bowiem film....religijny. Od czasu Teorematu Pasoliniego nie widziałem mocniejszego chrystologicznie obrazu. Główny bohater toczy walkę o swoją duszę bardziej nawet niż o rozwikłanie zagadki i ujęcie sprawców.
Że jest mało ciekawy?!!!! No błagam, to że narracja rozwija się oszczędnie, a Keitel mało mówi to nie znaczy, że mało sie dzieje. Film jest surowy bo niby jaki ma być? Zły porucnzik nie ćpa jak Tony Montana, efektownie i na wielkich imprezach. To poprostu ukazanie nałogu w stanie czystym. Nawet ciesze sie ostatecznie, że nie grał porucznika Walken (który jest swoją drogą arcygenialny!) bo sądzę, że byłby zbyt zimny i intelektualny. A Keitel stworzył kreację wielkiego bydlaka! To jest naprawdę rola życia.
Do tego jeszcze trzeba dodać całkiem udane zdjęcia. Niekiedy realistycznie brudne, innym razem teatralnie
Dużo ludzi nie lubi tego filmu, ponieważ obraz jest zbyt prawdziwy i brutalny i pokazuje problemy, jakie ma wiekszosc z nas. Pod koniec XX wieku ludźmi zaczęły targać uzaleznienia, szczegolnie w wielkich miastach. Rozpad moralny nie był juz cechą marginesu spolecznego ale wszystkich nawet tych spod znaku prawa, co przysiegali bronić jakiś zasad na tym padole. Hazard, narkotyki, alkohol, sex. Harvey Keitel winien mieć tu Oskara - choćby scena z radiem w samochodzie - coś pięknego :D Może sprawiać momentami gorzki śmiech, ale Zły Porucznik nie jest tu złym charakterem. No, może jest zły powierzchownie ale walczy o swoją duszę cały czas. Silna religijnosc w filmie na dwa wymiary - pierwszym jest duchowa hipokryzja wierzących, co widoczne jest w osobie Porucznika. Natomiast drugi wymiar to już aspekt czysto zbudowany na wierze i etyce chrzescijanskiej - odkupienie win.
mikhael91
co do tej hipokryzji to fenomelna jest scena podczas pierwszej komunii, jak panowie uzgadniaja lewe interesy podczas nabozenstwa. Przypomina mi to jakis klimat z renesansowej Florencji albo Wenecji gdzie dożowie knują skrytobójcza spiski w kruchcie albo obłapiają służace w bocznych nawach. No, ale w koncu jak spiewal kiedys tom waits "jesus blood never faild me yet". Choc nie jestem wierzacy to przyznam sie, ze Zly porucznik bardzo mnie wzruszyl.
No i ta dyskusja (bardzo istotna) miedzy zakonnica ja Keitlem. Czy siostra moze sobie pozwolic na "wybaczanie" kiedy w efekcie bydlaki zostana na wolnosci i moga skrzywdzic kolejne osoby. Typowy konflikt miedzy civitas dei a civitas terrena.
mnie oprócz tej bardzo ważnej, religijnej poświaty zaciekawił jeden aspekt, mianowicie ambiwalencja czy dualizm głównej postaci. tak jak juz mowilem, film troche łamie stereotypy typu hazardzista/ćpun/alkoholik=ten zły. pokazuje ze nie wszystko jest czarne i białe, dzięki czemu w scenach hmm, no, kontrowersyjnych widz dostaje lekki uśmieszek rodem z czarnego humoru, bo przy wiedzy, ze glowny bohater to w gruncie rzeczy dobry czlowiek, sceny te nie sa odrazajace. z checia zobaczyłbym jeszcze jakiś film w tej tematyce, ale jesli chodzi o obrazy typowo policyjne, to kojarzy mi się tylko 'aż do śmierci' z van dammem.
" film trochę łamie stereotypy" Ja był powiedział, że film totalnie łamie stereotypy. To jedna z jego największych zalet :) Pozdrawiam !
Oscar obowiązkowo ! Nie zgodzę się co do hipokryzji. Sam jestem katolikiem i jak powiedział jeden z naszych filozofów lub myślicieli: "Chrześcijaństwo to religia koorew i złodziei" (cyt. z pamięci) bowiem tylko chrześcijańska etyka i wiara daje szansę ludziom, których możemy określić jako ciężcy grzesznicy (iluż świętych i błogosławionych w swojej młodości było degeneratami lub właśnie ciężkimi grzesznikami). Nie chcę się czepiać, ale kilka linijek wyżej gdzie wspominasz o hipokryzji, piszesz również: "No, może jest zły powierzchownie, ale walczy o swoją duszę cały czas." Z podkreśleniem: "WALCZY O SWOJĄ DUSZĘ CAŁY CZAS" (podkreślenie moje).
Święta prawda! Celny, esencjonalny wpis. A w ogóle wszystkie wpisy pod tym wątkiem są wartościowe. Wzorcowe miejsce na forum Filmwebu.
Nigdy bym nie powiedział o tym filmie, że jest "mało ciekawy". Nic mnie w nim nie nudziło, ani kiedy się ukazał, ani dziś po ponad 30 latach.
PS. Ale celne spostrzeżeni co do ew. obsadzenia w roli Walkena: "zbyt zimny i intelektualny" - dobrze ujęte.
(Szlag, enter nie można wcisnąć, bo zaraz post idzie w sieć) tu trzeba było właśnie takiego Keitela - z jego zwierzęcością i jednocześnie sznytem dziecka, takiego dużego, rozwydrzonego bachora, który nie umie panować nad sobą i swoimi zachciankami.
ale może ktos wytłumaczyc koncowke? Dlaczego tym gwalcicielom dał pieniadze??? Jak ich w ogóle jednak znalazł?? gdzie ich zabrał autobusem? Dlaczego na koniec filmu w aucie został?
To jego odkupienie. To właśnie ta scena (i nie tylko, ale skoro nawiązujesz do tej, więc skupmy się właśnie na niej) robi z tej produkcji dzieło wyjątkowe, moim skromnym zdaniem nieznane wcześniej w amerykańskiej kinematografii. Ale prawdziwą odpowiedź na zadane przez Ciebie pytanie daje sama, biedna, zgwałcona i torturowana zakonnica. Proponuję raz jeszcze obejrzeć tym razem pod tym kontem.