Co mu się stało z twarzą! :o
Pomijam fakt, że Branagh nie pasuje do roli Poirota, bo wygląda inaczej, niż postać opisana w książkach... Ale kreacja tej postaci jest po prostu zła... owszem, wymyślny wąs jest, ale Poirot nigdy nie miał szczotki, czy pędzla na twarzy... Poirot uwielbiał symetrię, a takich wąsów nie sposób utrzymać w ryzach! Nigdy też nie miał bródki... Poirot był pedantem, a stan krawata jest po prostu tragiczny!
To nie jest Poirot, na jakiego zasługujemy... :(
Dokładnie, tym bardziej nie rozumiem cymbałów, którzy czepiają się Imagine Dragons w trailerze. To nie obecność ich piosenki najbardziej powinna szokować, ale kompletnie nietrafiona postać Poirota. Co to w ogóle za wąsy, o co chodzi!? Uwielbiam dzieła Christie i bardzo mnie cieszy ich powrót na większy ekran, ale... zaczynam czuć pewien niedosyt. Choć sam film powinien być dobry.
polecam nowy artykuł na myszamovie. Genialne studium wąsa. Tego prawdziwego, który wyszedł z pod pióra Christie. Lepiej na początku sprawdzić dokładnie na co się narzeka))
Mnie uderzył nie tylko kształt tych wąsów, ale ich kolor. Wąsy Poirota były czarne, bo je farbował, co wielokrotnie autorka podkreślała w swoich książkach.
Czekam na premierę kinową, ale te wąsy są tragiczne, wręcz widzę oczami wyobraźni jak Poirot strzyże je "toute suite" aby uzyskać należytą symetrię twarzy:)
Chodziło mi o fonetyczne brzmienie, dlatego dałam cudzysłów. Oczywiście masz rację mariemad i tak się pisze to słowo:).
Święta prawda. Wąs owszem...a raczej wąsik, czarny, wypomadowany, ozdoba twarzy Poirot'a - ileż razy w książkach jest o tym mowa. Do tego to ma być postać korpulentnego, niewysokiego mężczyzny. A jak jeszcze widzę tę brodę...my goodness. Żal.
Powiem wam, ze po pierwszym szoku pozniej nie zwracalam zbyrniej uwagi na superwas, bo film wg mnie jest zrealizowany po mistrzowsku aczkolwiek zastanowilabym sie nad kilkoma zbyt efekciarskimi ujeciami. Pan rezyser doskonale sprawdzil sie w roli mego ulubionego detektywa.
W książkach wyraźnie wspomina się o solidnych wąsach z których Poirot był dumny. Nie jakieś małe wąsiki, ale porządne duże wąsy.
Trzeba dodać, że Poirot farbował włosy i nosił zawsze schludne ubrania. Tutaj mamy po prostu starego siwego dziada. Reżyser chyba nie czytał innych książek Christie.....
Zgadzam się. Co za ignorancja. Mam nadzieję, poza tą wpadką film jest godny uwagi o czym przekonam się w kinie.
Polecam kontakt z oryginałem, czyli Poirotem pióra Christie. Dowiecie się wówczas, jak to z tym wąsem było.
No właśnie! W niemal każdej książce wąsy są duże i zadbane. Poirot nie miał małych wąsików jak u Sucheta.
I z pewnością nie wchodził by z uśmiechem w końskie łajno. Film jest naprawdę słaby. Szkoda tylko aktorskiej obsady.
Szczerze to film to jakaś kpina. Aktor grający Poirot'a nie pasuje do tej roli, inaczej go sobie wyobrażałam, zresztą nawet jak pominie się jego wygląd i te dziwne wąsy ;/ to jego charakter i sposób bycia...co to miało być ? Tak wygląda jakby scenarzysta, reżyser nie przeczytali książki Christie albo czytali ja po łebkach, a ma tylko ponad 100 stron. Poirot w książce był subtelny, tajemniczy, intrygujący, czasami nawet dla innych irytujący....a tu wszędzie go pełno i i na lewo i prawo rozprawia o sprawie, nawet z podejrzanymi ( spoufalanie się z Mary),pomijam fakt, że było wiele scen w tym filmie dodanych i w ogóle jakichś przerysowanych, w dodatku mało wspólnych z pierwowzorem. Nie było takiego logicznego połączenia wszystkich wątków jak w ksiazce. Także postać Rachetta w filmie Masakryczna! Nie chodzi mi tu o grę Johna Deepa( bo tu zarzucić mu nic nie mogę i go uwielbiam ;D) tylko o samą postać, w książce zachowywał się zupełnie inaczej. Tak samo nie ma jak pominąć postać dr Constantina ;/ , który byl ważną postacią w książce i zastąpić lekarza wojskowym Arbuthnot'em, który spełnia dwie funkcje, poza tym w książce Poirot razem z Bucem i właśnie z dr Consantinem prowadzili śledztwo...Nie, nie i jeszcze raz nie! nie podobał mi się. Walczyłam z sobą żeby nie wyjść z kina, ale skoro już zapłaciłam za seans...
20 zł Ci było szkoda jak się tak męczyłeś. To chyba książkę ściągnąłeś z chomika, bo ci było szkoda.
Filmu jeszcze nie widziałem, tylko trailer, ale zgadzam się z tobą w pełni. Już na zwiastunie uderzyło mnie, że z ust Poirota padają słowa, że jest prawdopodobnie najlepszym detektywem na świecie. W życiu by tak nie powiedział. Był skromny i kulturalny. Tak samo nie pasował mi do roli Poirota Alfred Molina w starszej wersji "Morderstwa...", który był głośny, wszędzie go pełno było i zachowywał się nie po dżentelmeńsku (np. scena jak podarł kartkę i wyrzucił za siebie na podłogę).
Wiem, że to komentarz z 2018, ale jednak jako namiętny czytelnik Agathy Christie muszę sprostować.
,,Już na zwiastunie uderzyło mnie, że z ust Poirota padają słowa, że jest prawdopodobnie najlepszym detektywem na świecie. W życiu by tak nie powiedział. Był skromny i kulturalny.''
Tymczasem w Tajemnicy Błękitnego Expressu czytamy wyraźnie:
,, — Nazywam się Herkules Poirot — powiedział spokojnie — i jestem prawdopodobnie największym żyjącym detektywem.''
Radzę przeczytać książki jeszcze raz. Poirot nigdy nie był skromny i cytaty o tym są w różnych książkach, nie tylko w Tajemnicy Błękitnego Expresu. Był kulturalny, ale na pewno nie skromny. Wychodził z założenia, że po co ma udawać, że nie jest najlepszym detektywem, skoro nim jest.
Poirot jest jeden i jest nim David Suchet:) Kenneth Branagh to Poirot ale niekanoniczny:)
Ja rozumiem, że tęsknicie za czasami, w których byliście młodzi i piękni, ale nie można wg tego kategoryzować wszystkiego.
Ja nie tęsknie, bo jeszcze nie muszę, a też twierdzę, że lepszego Poirota od Sucheta długo nie uraczymy :D
Lubie Kennetha, zawsze coś ciekawego ma do powiedzenia w swoich filmach. Sądzę, że próbował złamać "monopol" Davida S. na Herkulesa Poirota - takich prób było już kilka - popatrzmy na inne adaptacje Agathy Ch. - są mniej lub bardziej udane. Czas okaże czy ta będzie warta oglądania za kilka lat. Teraz - tak "na gorąco" - ja również uważam, że nie wszystko Kennethowi B. udało się. Intro, czyli owe sceny z jajkami, trzema "duchownymi" różnych religii, końskim nawozem na butach detektywa... uff to był tylko wstęp by ukazać legendę - wszak wiemy jak potoczyły się losy ludzi jadących w tym osławionym pociągu. Ważne co Kenneth robi dalej...
A dalej - według mnie próbuje na wszelkie sposoby - pokazać innego Herkulesa P., złamać stereotyp. Nie czytał książek uważnie? nie sądzę. Zrobił coś innego - dał swoje wyobrażenie tej historii i tej postaci. Zresztą - podobnie zrobiono z innymi postaciami intrygi. Deep gra tak, że mi go żal, że go zabijają - zwłaszcza po dosłownym pokazaniu zabójstwa Rossettiego (cóż za "obsuwa" reżyserska!!! pokazać scenę morderstwa dosłownie!). "Wzrusza", ale raczej denerwuje pod względem prowadzenia intrygi, moment, kiedy Herkules daje - nie naładowany!!! - pistolet i Michele P. chce niby jego a tak naprawdę siebie zabić... łeee... "ślozy" lecą... ale ze ZŁOŚCI ZA ZNISZCZONY SUSPENS!!!
Poirot próbuje ratować sytuację listem "pośmiertnym" do płk Armstronga... he, he, he... po co? żeby pokazać jak mu przykro, że kiedyś się nie zaangażował w sprawę a może, może... by do tej tragedii nie doszło???
Podsumowując - Poirot w wydaniu K. B. trochę nieudolny w porównaniu z oryginałem Agathy Ch., aleko mu do do legendy Davida S. ALE... ale... Kenneth próbuje coś nowego - a o to w sztuce, filmie, muzyce, literaturze, malarstwie przecież chodzi?
Kenneth Branagh jako Herkules Poirot to katastrofa -facet nie uczy się na błędach bo znowu się obsadził w tej roli . :/
Ale wiecie że film nie ma być dokładnym odzwierciedleniem książki, i że nie powinno się oceniac filmu przez pryzmat książki? To okropnie krótkowzroczne
Ta, filmu nie oceniać przez pryzmat książki a sequela przez pryzmat pierwowzoru. Najlepiej tylko wystawiać 10/10 by nikogo nie urazić.