Moim zdaniem film sporo stracił przez ten kogel-mogel fabularny. Sceny są często wyrwane z kontekstu, czasu akcji, rozrzucone bez ładu i składu, a dramaturgia zostaje osłabiona przez konieczność układania puzzli. Inarritu chciał nakręcić hollywoodzkie "Amores perros", ale tym razem mocno przeholował. Jednak rozczarowanie.
Dokładnie tak, za szybkie przeskoki między scenami, gdyby bardziej tonować napięcie to byłby lepszy film. Niezły film lecz bez rewelacji.
dokładnie, zgadzam się film byłby lepszy gdyby nie to "skakanie", burzyło to odbiór
A moim zdaniem właśnie ciekawie wyszło z tym pomieszaniem scen. Zamiast siedzieć bez celu i gapić się w ekran żrąc chipsy lub popcorn, trzeba było do pewnego momentu być skupionym na filmie. Zaburzona chronologia, to żadna nowość ("Pulp Fiction" chociażby). Moim zdaniem właśnie dzięki temu zabiegowi film wyszedł ciekawiej, choć - co trzeba przyznać - mógłby być na spokojnie krótszy o 10 minut. Tempo akcji nie powala, historia nie oferuje fabularnych zwrotów, a mimo to dzieło Inarritu przykuwa uwagę właśnie tym, że jest to zwykła opowieść o tym, jak jedno zdarzenie potrafi połączyć ze sobą losy kilkoro obcych sobie ludzi. To prosta prawda, a czasem o tym zapominamy. Mało jest obecnie takiego kina, box office'y tego typu produkcji też nie zachwycają, a jednak tego typu filmy są kręcone. I bardzo dobrze, bo w gąszczu serii typu "Szybcy i Wściekli", "Piraci z karaibów" i jeszcze innych, to bardzo ciekawe odmiany. Daję 9, bo jest lepszy nawet niż osławiony "Crash" z 2004 roku.
Tu się zgadzam. Większość tych co im montaż przeszkadza, chyba nie lubią się "wysilać na filmie". Jedyne, co jest chyba zbędnie "trudne" to Sean Penn, który nie wiadomo w jakiej "fazie" życia jest, bo przed chorobą czy po chorobie wygląda podobnie, albo przynajmniej jest takie złudzenie. Chociaż to też można uznać za urok.
Dynamiczny on zbyt nie jest, to jest pozytywne też w jakimś stopniu, ale wg mnie jest trochę za długi. Pare scen zbędnych, nawet nie dających żadnych pozytywnych artystycznych doznań.
Też dałam 9 ale przyznaje że zobaczyłam go po kilku latach drugi raz i jestem tym filmem zachwycona. Tak naprawdę tam nie ma zbędnych scen. Warto do tego filmu wracać żeby odkrywać coś nowego.
Podpisuję się pod tym obiema rękami! Też wróciłam do tego filmu po kilku latach i całkiem inny odbiór tym razem i zmiana oceny na zasłużoną 9! Tak jak mówisz - tu nie ma przypadkowych czy zbędnych scen!
Też do niego powróciłem i dopiero teraz dostrzegłem że to rewelacyjny film. Z oceny 7 (jak można było się tak pomylić?) zmieniam na 9. Na swoje usprawiedliwienie mam że chyba (?) dojrzewam jako kinoman i jako człowiek i dopiero teraz potrafię docenić to co naprawdę dobre :)
Jestem pewna, że jeszcze do tego filmu wrócę. To prawda, chyba z czasem się po prostu zmieniamy.
Fakt...w filmie jest dużo retrospekcji...Poza tym są to różne historie ,różnych osób...Rozwikłanie jak i dlaczego splatają się ze sobą- należy do widza.Wszak myślenie nie boli ;). Jest to jeden z lepszych filmów jakie widziałam...Trudno go zapomnieć...
Właśnie dzięki tym przeskokom było napięcie! Na początku widz myśli, że te wcinane fragmenty to są retrospekcje, czyli cofanie w przeszłość i zaczyna układać jakąś całość, a tu niespodzianka - okazuje się, że to fragmenty z przyszłości i jednak historia wygląda ZUPEŁNIE inaczej! Film jest absolutnie genialny właśnie przez taki a nie inny montaż!
Przecież ten kogel-mogel uratował cały film. Gdyby nie on, to mielibyśmy typowy dramat, jakich wiele
Otoz to...zgadzam sie, w tym cala oryginalnosc tego filmu, trzeba troche wiecej sie wczuc, wysilic i pomyslec niz na innych filmach gdzie wszystko podane jest na tacy...
Ale trochę przeholowali jednak. Na początku to nawet nie byłam w stanie zliczyć ilu my tu mamy bohaterów i co to właściwie jest - ten z brodą to też Penn? może to sf jakieś, że się równolegle dzieje? Czy kobitka, która wyłazi z wody na basenie, to ta sama, co ćpa, czy ta co ma dzieci. No sorry, ale jak dla mnie za dużo tych charakteryzacji, włosów blond i kogla mogla - przez prawie połowę filmu usiłowałam dojść kto jest kim i w jakim czasie w kolejnej scenie jesteśmy - przed wypadkiem, po, czy może zamiast :P
Ja widziałam ten film dwa razy i może warto zobaczyć drugi raz, bo po drugim razie byłam nim zachwycona.
Zgadzam się, dla mnie to "pomieszanie" jest dużym atutem, choć nie jedynym, ale sprawia, że trzeba się nieco skupić. Inarritu lubi chyba eksperymentować z montażem, tak samo Birdman... Bardzo długie ujęcia, kamera śledząca postacie etc.
Film ma bardzo dobrą fabułę, ciekawy przekaz, gra aktorska dobra, ogólnie wszystko jest dobre, tylko ten montaż, robienie na siłę mindf*cka. Nie widzę w tym najmniejszego sensu, a jeśli już tak bardzo chcieli twórcy, to mogli "ciąć" na dłuższe kawałki. Lubię filmy, które trzeba poskładać sobie do kupy i uważnie oglądać, aby zrozumieć, ale tutaj pod tym względem mamy przerost formy nad treścią. Oceniłbym na 8, ale zbyt bardzo przeszkadzały mi te cięcia.
Przyznaję pełną rację. Niestety, ale film został nakręcony bardzo chaotycznie i momentami jest tak zagmatwany, że miałem ochotę z nudów usnąć przed telewizorem. Ledwie wytrzymałem do końca, a samo zakończenie w ogóle nie zrobiło na mnie wrażenia. Film denny i słaby - gra aktorska na poziomie teatrzyku szkolnego, fabuła dość oklepana (motyw z przeszczepionym sercem był już choćby w filmie "Wróć do mnie" z Jamesem Belushim - notabene dużo ciekawszym). Nie polecam nikomu.
Z tym z kolei się nie zgadzam. Film bardzo dobry - o ile się rozgryzie co i jak. A to niestety przychodzi z trudem i trochę wkurza.
Film nie został nakręcony chaotycznie tylko reżyser zastosował specjalnie zabieg pocięcia filmu w sposób niechronologiczny, żeby widz musiał się skupić na filmie. Dzięki temu reżyser pobudza Twój mózg do myślenia, bo w czasie filmu musisz układać sobie w głowie chronologię zdarzeń. Film pełni tu trochę rolę takiego "szkolnego nauczyciela", który każe Ci włączyć swoje szare komórki, zamiast dostawać gotowe rozwiązania na tacy. Jeżeli nie lubisz takich filmów to nie oglądaj, nie wszystko jest dla wszystkich.
I jeszcze dwa słowa o zakończeniu.. napisałaś "a samo zakończenie w ogóle nie zrobiło na mnie wrażenia. Film denny i słaby".
Film opowiada o wzajemnej relacji trójki osób, które w trakcie filmu się zmieniają. A konkretnie właśnie w samym zakończeniu. Mimo wcześniejszej jak się wydawało głównym bohaterom bezsilności wobec losu, ich ostateczne wybory wpłynęły na to, że mieliśmy szczęśliwe zakończenie. Zadecydowało o tym właśnie te tytułowe "21gramów" ich dobra dusza. Bo Paul mógł zabić Jacka, mógł pozwolić, żeby Cristina go zabiła, a Jack nie musiał ratować Paula. Ta dramatyczna scena uświadomiła głównym bohaterom, że mają wpływ na swoje życie, oczyścili sumienie i zrozumieli, że warto żyć nie tylko dla siebie, ale dla innych.
Dramat tych ludzi został pokazany bardzo wiarygodnie przez aktorów według mnie, a fabuła to niewłaściwe słowo. Przeszczepienie organu i spotkanie związanych z tym ludzi było tylko jednym z WĄTKÓW, tylko że w "Wróć do mnie" wykorzystano to do zrobienia taniego romansidła, a w "21gramów" do zastanowienia się nad swoją egzystencją.
No ale co kto lubi...
Warto zobaczyć ten film 2 razy, wtedy wszystko staje się zaskakująco wręcz jasne, spójne, wciągające i zaczyna się podziw dla Inarritu i dostrzega się w tym filmie dzieło. Po kilku latach wróciłam do tego filmu i musiałam podnieść mu ocenę.
No tak, jak fabuła nie jest podana linearnie kawa na ławę: strzelają, ścigają, ktoś płacze, ktoś umiera, a na koniec wygrywa ten dobry;
to już przeciętnemu Polakowi-cebulakowi się nie podoba, bo trzeba co nieco potrybić.
Przepraszam za takie chamskie ad personam, ale właśnie na tym polega piękno tego filmu, że początkowo chaotycznie pomieszane wątki wraz z upływem seansu stopniowo łączą się w spójną całość. Do tego fenomenalne aktorstwo, historia też ciekawa i chwytająca za serducho (pun intended).
Te wszystkie negatywne oceny niestety są papierkiem lakmusowym, pokazującym jak jest z myśleniem w dzisiejszym społeczeństwie.