Przed tą wersją obejrzałam tylko filmową z 1996 roku. Z ciekawości oglądnęłam też z 1973, 1983, 1997 i 2011, żeby porównać. I teraz już wiem, że żadna, absolutnie ŻADNA nie może śię równać z tą. Tyle emocji, uczuć, żaru, namiętności, a nawet humoru, nie było we wszystkich tych filmach/serialach razem wziętych, ile w tym jednym miniserialu :) Naprawdę, te pozostałe są takie... oschłe, pozbawione czegokolwiek, sztywne. A tu, i Jane wcale nie taka brzydka, i pan Rochester absolutnie najprzystojniejszy (tak, mega przystojny i sexy!) ze wszystkich (no, ewentulanie ten z 1983 mógłby z nim konkurować). Widać było między nimi wszystkie emocje, które powinny być, i kiedy powinny być. Cudowna, cudowna ekranizacja, inne nie dorastają jej do pięt.
Ta seria była moją pierwszą, a skoro zbiera tak duże uznanie w porównaniu do innych to może i będzie ostatnią . Po tej wersji Jane Eyre, zakochałam się w filmach kostiumowych. Oczywiście, po seansie zapragnęłam obejrzeć inne ekranizacje tej powieści, ale na razie wracam tylko do tej. Zdecydowanie aktorzy są wybitni! :) A skoro inne jej nie dorównują to mogą poczekać...
Ps:Też myślę, że jest sexy!
Mogę się pod tym podpisać syl_kon:-) Obejrzałam co prawda tylko wersję z 2011, i nawet mi się podobała, kocham filmy kostiumowe i już samo to, że są z "epoki" to mi się podobają;-), ale jak obejrzałam tę wersję to się zakochałam. I w Jane i w panu Rochesterze:-) Jane niby brzydka, ale jej uśmiech rozbraja, pan Rochester na pierwszy rzut oka zły, taki mroczny, a jednocześnie niesamowicie pociągający;-) Doskonała para, chemia między nimi ogromna, aż wyłazi z ekranu;-)
Uwielbiam sceny między nimi, jak napisałaś pełne uczuć, żaru, namiętności i humoru. Serial z tych do oglądania po kilka razy:-)