Pamiętam, kiedy był czas gdy wszyscy zachwycali się SIN CITY- już wówczas (choć obraz Millera i Rodrigueza oceniłem dobrze) mowiłem, że wcześnioej był DICK TRACY. SIN CITY i TRACY to filmy o przeciwnych klimatach- ale opierają się na tym samym koncepcie i zamysle. Oba filmy są formalną zabawą w komiksi starają się być mu wierne. Obraz Warrena Beatty to właśnie taka urocza zabawa formą. Film aż kipi od kolorów, komiksowego wystroju, realizacyjnych sztuczek. DICK TRACY ma w sobie energię komiksu, gwiazdorską obsadę i kilka ciekawych piosenek. Beatty jak zwykle odgrywa role uwodziciela (a jednocześnie świetnego policjanta)- znośnie- ale bez rewelacji. Drugi plan to same sławy: Dustin Hoffman w zabawnej roli, Al Pacino z toną charakteryzacji (i nominacją do Oscara), James Caan, Charles Durning, Kathy Bates oraz Madonna z czasów gdy stylizowała sie na boską Marlyn M. W filmie jest tilka odniesień do klasyki spod znaku noir i sporo humoru. I co jeszcze? Nic poza tym. Ten film to czytsa zabawa formą -efektowna, sprawnie nakęcona, bezbolesna w oglądaniu, ale przeraźliwie pusta. Twórcom nie udało się też uniknąć infantylizmu i nadmiernej prostoty -co może przeszkadzać. Mimo to fani ekranizacji słynnych komiksów powinni też sięgnąć po ten wielki filmowy hit. Zobaczyć jak najbardziej można.