Oceniając ogólnie, to jedynie bardzo specyficzna rola Roth'a jest w tym filmie godna pochwały. Główny bohater, Bell Boy, mimo początkowego wrażenia, że jest niezbyt rozgarnięty, całkiem nieźle radzi sobie z absurdalnymi sytuacjami, które go spotykają w tę szaloną, sylwestrową noc. Jeśli chodzi zaś o tytułowe cztery pokoje, zdecydowanie najlepszy jest pokój Rodriguez'a, reszta to naprawdę nieporozumienie, a pokój Tarantino dłuży się niemiłosiernie (prześcigujące się wzajemnie przekleństwa w zupełnie za dużej i niepotrzebnej porcji), choć sam koniec jest bardzo konkretny i pozostawia widza z uśmiechem i satysfakcją na twarzy. Oceniam ten film na 5 jako średni, lubię Tarantino, lecz tym razem kompletnie mnie nie przekonał.